Na początku to było puste pole do którego prowadziła aleja z brzózkowych podrostów. Pamiętam jeszcze jak na studiach będąc, wraz z rodzicami stałam na środku ze szkicownikiem i rysowałam okolicę. Rysowałam po to by projekt na 'zaliczenie' wykonać...nie było na czym usiąść, gdzie się schować gdyby deszcz nas zastał. Widoki za to piękne wkoło były - tutaj sosnowy las, tam pole i pole tu...generalnie przestrzeń i pustka...cisza która w uszach szumiała, a co czas jakiś ciche melodie wygrywała...
Przez wiele tych lat to miejsce bardzo się zmieniło...a my wraz z nim:) Kiedyś jako studentka...teraz jeżdżę tam z mężem i dwójką dzieci. Moi rodzice włożyli wiele pracy rąk własnych aby stworzyć zaplecze do odpoczynku... Nie stanął jeszcze murowany dom...jednak jest gdzie przenocować, zjeść na powietrzu (a jednak pod altanowym dachem), dzieci mają własną piaskownicę (zbitą z pali drewnianych przez dziadka) oraz huśtawkę własnoręcznie z drewna wykonaną (przez tatę mego i przy pomocy męża mego:) ...Babcia regularnie dba o roślinność, pielęgnuje własny sadek oraz warzywnik (dzięki czemu w sezonie mamy ekologiczne uprawy prosto z grządek na talerzach:). Ostatnio w podmokłym zagłębieniu powstał niewielki staw, do którego rodzice wpuścili ryby i obsadzili obrzeże roślinnością wodną...Podczas wykopywania stawu właśnie odkryli że głębiej pod darniną kryje się warstwa gliny...Materiału niezwykle plastycznego - takiego co to lepi się lepiej niż nie jedna masa sztucznie uplastyczniona i wypala nie gubiąc szczegółów (jak ogonki, uszka lub łapki ;)). Rodzice moi będąc ceramikami po fachu wiedzieli doskonale jak wykorzystać taką perełkę. Od tej pory więc - gdy tylko nadarzy się okazja gościć na działce dzieci - wyciągają zapasy art - terapeutycznej masy i powstają rozmaite cudeńka ... wypalane później w ognisku lub w piecu ziemnym. Prócz zabaw gliną jest tam przede wszystkim przestrzeń i świeże powietrze - które to same w sobie dają oddech i zapomnienie :) Ponadto są drzewa z budkami i karmnikami dla ptaków (wszystkie wykonane przez dziadka), owoce z krzaczka, hamaki, owady do obserwacji, roślinność do budowania szałasów, wiejskie drogi którymi na rowerach można dojechać do pobliskiej rzeki...wymienić wszystkie atrakcje niezwykle trudno...
My dorastamy i zmieniamy się wraz z tym miejscem...w moją podróż więc wplotłam trochę wspomnień ukazujących nas kiedyś i nas teraz...wszędzie tłem jest sama natura - a najczęściej malownicza...wyrośnięta już i dorosła jak ja - brzozowa aleja.
Działka z pewnością ma niezwykły potencjał naturalny...Mojej mamie się marzy by organizować tam plenerowe warsztaty ceramiczne dla małych i dużych...Kto wie? Może i to się zdarzy...i odpowiednia okazja się w końcu nadarzy ? ;))
Gdy Kinia była mała bywaliśmy tam bardzo często...
...Z czasem mała Kinia stała się dość sporą dziewczynką i zaczęły się u Niej jeszcze mocniej ujawniać plastyczne upodobania...
...Glina z tamtejszego gruntu posłużyła nawet raz jako materiał do stworzenia urodzinowych warsztatów artystycznych (zorganizowanych na Kinii 7 urodziny)...
...Potem urodził się Fifi i w związku z chorobowymi przebojami bywamy tam rzadziej...jednak Jego 1 urodziny spędziliśmy właśnie na działce...
Na koniec - moja studencka szkicowa dokumentacja...wiele, wiele lat temu ;))
Kiedyś pisałam pamiętniki (także blogowy - dokumentując Kinii każdy dzień, słowo, nabytą umiejętność...), tworzyłam albumy ze zdjęciami (papierowe) skrupulatnie je podpisując...wieszałam na ścianach fotografie w ramki pooprawiane...Zdjęcia mają dla mnie wartość wyjątkową...sentymentalną i często do nich powracam...wspominając - bez nich pisanina nie miałaby najzwyczajniej sensu. Nadszedł czas i na to by swoje pasje (i dzieci moich) w jednym miejscu spisać i pokazać...powstało Arcydziełko. Trochę z sentymentu do minionych już chwil...a głównie z fascynacji które napotykam na co dzień. I z radości. Radości jakie niesie ze sobą Macierzyństwo.
Wszystkie zdjęcia z tego posta są autorstwa Kingusiowego i Filipowego Dziadka :).
Przepiękne podróże zapisałaś w tym poście - magia i radość. A zdjęcie z dziewczynką, która spaceruje z przyjacielem w wózku, brzozową aleją to po prostu bajka :) Zaglądając do Was, miałam taki głęboki oddech przed snem. Dziękuję. I pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) ! Bardzo odpoczęłam podczas tej wirtualnej podróży :)) Ta mała dziewczynka to Kinia 7 lat temu...a przyjaciel z wózka jest wiernym do dziś :)))) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCudowne wspomnienia zapisane na tak wiele twórczych i pięknych sposobów. Można z Wami podróżować mentalnie!
OdpowiedzUsuńA pomysł rodziców z warsztatami z gliną naturalną i wypalaniem w ognisku -niesamowity!
Pięknie żyjecie i życzę Wam żeby zawsze tak było!
Serdecznie pozdrawiam.
Iza
Dziękuję za cudny komentarz i życzenia! Te podróże mentalne to niezwykłe doświadczenie...cieszę się że mam w nich tak wrażliwych towarzyszy z pokrewnymi artystycznie duszami! Piękna wkoło...i serdeczności samych...życzę i pozdrawiam:)
UsuńPiękne wspomnienia, pięknie je zapisałaś. A mnie jeszcze zachwyca ta okolica - patrzę i aż dech zapiera: to niebo, ta brzozowa alejka i ten staw, ach ...
OdpowiedzUsuńPrawda ... że tak niewiele trzeba ...? Sama natura daje tak wiele ... Dziękuję za tak miłe słowa ! :)
UsuńPoetycko wręcz opisałaś swoje wspomnienia! Zdjęcia urocze - możesz przekazać tacie, że blogujące mamy się zachwycają:-) I mamę zachęcać do zorganizowania warsztatów - uważam, że to fajny pomysł. Sama przyjadę! :-) Widać, że to rodzina o artystycznych skłonnościach. I bije od Was takie...ciepełko :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKoniecznie rodzicom polecę Twój komentarz :)) a w nim ... dla każdego coś niezwykle miłego ;) Czytając o tym bijącym ciepełku ... przeszyło mnie takie ciepłe ciepełko:) DziękujeMy :-)
UsuńIle wspomnień, ile ciepła i ile radości w tych slowach i kadrach ....
OdpowiedzUsuńLubię wracać do tych zdjęć ... wspomnień ... lubię wracać w to miejsce ... ciepło je wspominam :)
Usuń